WEIS CERAMICS

Kobalt i Biel


Czemu na tych czarkach są ślimaki? 🤔🐌

Cóż… to długa historia, którą poznasz już za chwilę!

Przede wszystkim jest to część projektu "Kobalt i Biel. Kolekcja 30 porcelanowych naczyń do herbaty" realizowanego w ramach Stypendium Kulturalnego, które otrzymałam od mojego miasta - Gdańska. 

Ważną jego częścią jest Morze Bałtyckie, które w przeszłości było dla mieszkańców oknem na świat i jego odległe kultury, smaki i twórczość. Na statkach przypływały różne dobra, a także wyjątkowy rodzaj ceramiki, który jest moją główną inspiracją w tym projekcie - Flizy holenderskie, biało-niebieskie fajansowe płytki, które przypływały na statkach jako balast, a później zdobiły ściany gdańskich kamienic.


Zaczęto je produkować w XVII wieku, kiedy Europa miała obsesję na punkcie chińskiej porcelany malowanej kobaltem.
Europejskie pracownie ceramiczne ramię w ramię z alchemikami pracowali dzień i noc, by odkryć recepturę porcelanowej glinki. Tworzyli też projekty oparte na tym pożądanym połączeniu bieli i granatu. I tak narodziły się Flizy - z gliny pokrytej grubą warstwą białego majolikowego szkliwa. Na nich malowano ręcznie sceny z życia codziennego, zwierzęta i krajobrazy. Motywy podobne do tych, które można odnaleźć na wazach z czasów dynastii Ming, a jednak bliższe sercu, bo przedstawiające niderlandzkie życie.


Bardzo chciałam obejrzeć kafle na żywo, więc poszłam do Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku, gdzie Flizy pokrywają ściany pierwszego piętra. Ile tam było inspiracji! 
Jako całość kafle wyglądają pięknie, powtarzający się wzór okręgów bardzo przyciąga uwagę. Jednak kiedy przyjrzałam się bliżej, okazało się, że na wielu kaflach są ludzie, którzy pasą ślimaki! 🐌 Lub grają im muzykę na instrumentach. Zupełnie się tego nie spodziewałam, czułam się, jakbym odkryła osiemnastowieczną galerię memów. Oczywiście musiałam zaaplikować ten motyw na moich naczyniach.


Jak przeniosłam go z płaskich kafli na przestrzenne ścianki naczyń? Miałam kilka pomysłów, więc w ramach kolekcji stworzyłam 3 linie stylistyczne.


W pierwszej z nich wyzwaniem było malowanie na zaokrąglonych ściankach, podczas gdy kafle są płaskie i kwadratowe. Wybrałam więc motywy z kilku ulubionych i połączyłam w obracający się krajobraz 🐂🌾🌊


W drugiej części kolekcji postanowiłam uprościć motywy Fliz Holenderskich i stworzyć bardziej minimalistyczny projekt.
Złożone, wieloelementowe ilustracje są bardzo interesujące. Jednak kiedy przyglądam się im bliżej, uderza mnie prostota linii i gesty artystów. Musieli pracować w pośpiechu, ponieważ płytki produkowano w sporych partiach. Poza tym, były głównie przeznaczone do użytku w zwykłych domach, nie muzeach. Zdobnicy opracowali więc sobie unikalny sposób malowania, który pozwalał im na tworzenie skomplikowanych wzorów przy stosunkowo niewielu pociągnięciach pędzla.
Powyższe czarki (a także inne elementy kolekcji) zostały ozdobione motywem, który odnalazłam na jednym z kafli. To tylko kilkanaście kresek, a jednak doskonale tworzą iluzję fal migoczących na wodzie!


Trzecia linia stylistyczna skupia się na najbardziej charakterystycznym elemencie fliz z gdańskiego Ratusza Staromiejskiego - ślimakach. Na czystym, białym tle porcelany tworzą współczesny wzór z przymróżeniem oka.


Aby móc malować różne motywy na naczyniach, musiałam najpierw stworzyć moje "płótna". Zrobiłam je z glinki porcelanowej na kole garncarskim, następnie wycięłam stopkę, wysuszyłam i wypaliłam w 950 stopniach Celsjusza na biskwit.

Po ostygnięciu naczynia są gotowe do malowania. Szkicuję wzór zwykłym ołówkiem lub flamastrem - zniknie podczas drugiego wypału. Jeśli przyjrzysz się uważnie, możesz zobaczyć różowe linie na zdjęciach - to mój szkic! 

Następnie mieszam pigment kobaltowy z wodą. W zależności od jej ilości mogę uzyskać różne odcienie, od pastelowego błękitu po głęboki, prawie czarny kobalt. Malowanie to przyjemność, ale i prawdziwe wyzwanie! Pigment zareaguje później ze szkliwem i będzie wyglądał inaczej po drugim wypale. Muszę więc uważać, żeby nałożyć go wystarczająco, by był widoczny, ale nie za dużo, bo wtedy może spłynąć.

Zdjęcia pokazują świeżo pomalowane czarki. Potem muszę je jeszcze ostrożnie poszkliwić, tak by nie rozmazać malunku pod spodem, wyczyścić spód, a następnie wypalić w 1250 stopniach Celsjusza.

Uff! To sporo pracy, ale ujrzenie cennego, błyszczącego przedmiotu, przekształconego własnymi rękami z kulki gliny daje wiele satysfakcji 😌

Zrealizowano ze środków Miasta Gdańska w ramach Gdańskiego Stypendium Kulturalnego Fundusz Twórczy.